Cynamonowe ślimaczki nieodzownie kojarzą mi się z wyprawą do
Stanów. Oczywiście jako miłośniczka jedzenia, a w szczególności słodyczy, byłam
ciekawa różnych smaków i trochę czasu spędziłam na zapoznawaniu się z różnymi
produktami. Jednego razu znalazłyśmy z koleżanką Rolls’y jako surowe ciastka do
upieczenia w piekarniku. Miały takie śmieszne tekturowe opakowanie,
przypominające trochę konfetti, które w czasie otwierania, jakby wystrzeliwało
i były w nim 4 ślimaki i jeszcze coś przypominającego lukier do oblania ciastek
po wierzchu. Pamiętam ten wieczór, gdy piekłyśmy ciastka, była muzyka
Czajkowskiego i Rolls’y, z których coś podczas pieczenia spadło na spód naszego
Mini Owena i trochę zakopciłyśmy sobie
pokój. By szybko wywietrzyć pobiegłyśmy otworzyć drzwi zewnętrzne i kto był pod
nimi? Stado saren, które pasły się pod naszymi drzwiami. Sceneria istnie
bajeczna. Wieczór, góry, niebo gęsto usłane gwiazdami, sarny, mgła z piekarnika,
a do tego ten Czajkowski. No coś pięknego!